wtorek, 10 czerwca 2014

Kultura a zainteresowania

Obserwowanie mieszkańców Pekinu, ich życia codziennego, pozwoliło mi dostrzec, jak bardzo Chińczycy przywiązani są do swojej tradycji, historii, kultury. Dlatego też wielu z nich kultywuje starodawne, tradycyjne, chińskie aktywności, które dziś nazwalibyśmy czymś na kształt hobby. Dla Chińczyków mają one jednak ogromne znaczenie, bo dzięki ich opanowaniu i realizowaniu stają się żywymi nośnikami kultury, którą przekazują z pokolenia na pokolenie. Chciałabym Wam drodzy czytelnicy przedstawić kilka takich właśnie hobby, uprawianych przez chińczyków, które mogłam przez dłuższy czas poobserwować w trakcie pobytu w Pekinie. 
   
Szachy chińskie <Xiang4qi2 -象棋> to hobby, które uprawiają głownie osoby starsze. Na naszym uniwersyteckim kampusie często widać zgrupowania starszych mężczyzn, zawzięcie kibicujących dwóm graczom. Znaczna jest różnica między szachami europejskimi,  a chińskimi. Zupełnie inne jest nazewnictwo jednostek, poruszają się one inaczej niż w przypadku europejskich – nie po kwadratowych polach, ale po liniach między nimi, bądź na skos pól. Aczkolwiek są widoczne analogie. W chińskiej grze brak królowej, a generał (król) wraz z dwoma strażnikami mogą poruszać się wyłącznie po niewielkim polu nazywanym pałacem. Zarówno podobieństw jak i różnic jest sporo w tych dwóch wersjach gry. Do tej pory obejrzałam już kilka rozegranych partii chińskich szachów, aczkolwiek wciąż nie udało mi się do końca rozgryźć zasad rządzących tą grą. Na szczęście mam jeszcze miesiąc, aby tego dokonać i nauczyć się choć podstaw gry. 

Jednym z hobby i równocześnie przejawem sztuki, uprawianej przez Chińczyków, jest kaligrafia. Kaligrafowie uprawiając to zajęcie dążenia do doskonałości i harmonii, przy okazji wyrażając się estetyczne. Pisane znaki powinny być jak najpiękniejsze, kształtne, zachowane muszą być wszystkie proporcje znaku oraz kolejność kresek. Już sama postawa jest ściśle określona. Plecy muszą być wyprostowane, łokieć i przedramię oparte na stole, a nadgarstek nieco uniesiony. Podczas pisania poruszać może się jedynie nadgarstek. Ważne jest nawet ułożenie palców przy trzymaniu pędzla. Obecnie znaki pisze się od strony lewej do prawej, natomiast w przypadku tekstów kaligrafowanych, wersy przebiegają pionowo – znaki pisze się od góry do dołu i od strony prawej do lewej. W Chinach kaligrafię zalicza się do bardzo poważnych hobby, ponieważ stanowi ono niejako most między Chinami starożytnymi a Chinami nowoczesnymi. Zostanie kaligrafem-artystą wymaga olbrzymiej wiedzy i lat praktyki.

Będąc w Pekinie po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć tak wiele puszczanych latawców. Praktycznie w żadnym innym kraju, w którym przyszło mi przebywać do tej pory nie widziałam takiej ich ilości. Latawce są nierozerwalnie związane z kulturą Chin, które przecież są ich ojczyzną. W państwie środka ich puszczanie na wietrze ma już ponad 2500 lat tradycji i wciąż jest tu bardzo popularne. Okazuje się że to hobby jest rozpowszechnione nie tylko w śród osób starszych, mających czas nawet na kilkugodzinne(!), jak to zauważyłam puszczanie latawców, ale także osoby młode. Pod pilnym okiem rodziców i dziadków nawet małe dzieci uczą się tej sztuki, bo przecież nie jest to wcale łatwe, do momentu zanim latawiec nie wzbije się na tyle wysoko by być niesiony prądem powietrza. Musze przyznać, że kształty i zdobienia owych „zabawek” są często wręcz niesamowite. Moimi ulubionymi latawcami są te o kształcie rybek-welonów, aczkolwiek takie w kształcie ważek czy ptaków również są bardzo ciekawe. Jednak latawcem, który zrobił na mnie największe wrażenie, był muzealny okaz, mający ponad cztery metry długości, w kształcie chińskiego smoka. Wykonano go z bambusowych listewek i papieru ryżowego, dzięki czemu był bardzo lekki i mógł unieść się w powietrze. 






O tańcu wspomniane już było nieco w poprzednich postach. To hobby jest zarezerwowane głównie dla starszych osób, ale czasem zdarza się, że do starszych dołączają też młodzi. Najczęściej starsze osoby wychodzą na ulicę wieczorami i ruszają się w rytm skocznej muzyki. Służy to głównie rozciągnięciu ciała, rozgrzaniu stawów i poczucia należenia do większej wspólnoty, ale jest to także sposób uzewnętrznienia emocji, ekspresji siebie w sposób artystyczny.

雷倩

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Zakazane miasto





Główny cel turystów przyjeżdżających do Pekinu z całego świata, ogromny pałac cesarski i... lekkie rozczarowanie. Mimo iż podobało mi się zwiedzanie tego miejsca, to chyba oczekiwałam czegoś więcej. Rozległy teren zapewnia zajęcie na wiele godzin, zarówno oglądania architektury pałacowej, jak i wystaw. Trzeba jednak niestety przyznać, że jedno i drugie nie jest zbyt zróżnicowane. 


Na teren wchodzi się przez Bramę Niebiańskiego Spokoju, z wiszącym portretem Mao Zedonga. Miejsce to jest symbolem Chin, więc  zawsze znajdują się tam tłumy osób. Dosłownie każdy robi sobie zdjęcie pod portretem.  Co ciekawe, część Chińczyków (szczególnie tych z prowincji) jest bardziej zainteresowana obcokrajowcami niż własnymi zabytkami. Jest to miejsce, w którym zawsze, niezależnie od dnia i pogody, tłumy ludzi będą prosić cie o wspólne zdjęcie. Szczególnie jeśli jesteś blondynką. Zarówno przy wyjściu z metra, a także przy wejściu na plac Tienanmen, usytuowany po drugiej stronie ulicy, znajdują się (niejedne) bramki bezpieczeństwa i sprawdzana jest zawartość toreb. Stoi też sporo policjantów. Naprawdę widać zaostrzoną ochronę. 


Po przejściu przez bramę i pierwszy z placów, na którym można zakupić bilety wstępu (a także bilety na wszystko inne, sprzedawane od ulicznych naciągaczy, których radzę unikać), wchodzi się na wielki plac otoczony tradycyjną chińską zabudową. Tak właśnie wygląda większość pałacu. W cieplejszych miesiącach trudno cokolwiek zobaczyć przez tłumy turystów nas otaczających.



Oprócz głównych pawilonów, ciekawe są wąskie uliczki będące bocznymi  przejściami między nimi. Uważam, że minusem jest brak wyraźnych oznakowań i informacji w jakiej kolejności zwiedzać. Zdaje mi się, że mogłam trafić kilka razy w to samo miejsce, nie będąc w innych. Może lepiej zwiedza się z przewodnikiem.



Największym rozczarowaniem są wystawy muzealne. Niektóre były bardzo ciekawe, na przykład ta z narzędziami z dynastii Qing, inne raczej mniej. Głównie były to eksponaty bliźniaczo do siebie podobnej chińskiej porcelany. Niestety niewielka ilość wystaw kaligrafii, czego żałuję. Po za tym, to co najbardziej interesujące – wnętrza pałacu, są niedostępne dla zwiedzających. Pawilony te są otwarte, z szybami zamiast drzwi i okien, ale niestety, niewiele można zobaczyć. Z dwóch powodów: pierwszy – setki odwiedzających tłoczących się na przedzie, drugi – będący o wiele większym problemem – te witryny są niezadbane i niewiarygodnie brudne od rąk kolejnych odwiedzających, więc słabo widać cokolwiek. 








Po całym terenie porozstawiane są też sklepiki z pamiątkami, jedzeniem, a także różne stoiska z dodatkowymi atrakcjami, na przykład przebieraniem się w ubrania z epoki. Bardzo zresztą popularne, ustawiały się kolejki, zarówno dzieci, jak i dorosłych.
 


Mimo iż nie jest to moje ulubione miejsce w Pekinie, dużo bardziej lubię na przykład przepiękny Pałac Letni, to i tak uważam, że trzeba je zobaczyć. Szczególnie jeśli ma się możliwość, to nie w turystycznym sezonie. I znaleźć chwilę czasu na spacer po dość kameralnych ogrodach.
斯红梅

niedziela, 8 czerwca 2014

Wycieczka nie w porę

Jak pisałam niedawno w jednym z postów, uczelnia na której studiujemy dba nie tylko o rozwój studentów międzynarodowych, nie tylko w zakresie nauki języka, ale także o to byśmy spędzali czas wolny w ciekawy sposób. Przyznam, że bardzo podoba mi się taka aktywność uniwersytetu. Mając w pamięci poprzednie wyjazdy na Wielki Mur Chiński oraz na zawody sportowe (relacje z nich możecie przeczytać w poprzednich postach) i to jak miło i produktywnie spędziłam na nich czas, ucieszyłam się na wieść o organizowanym wyjeździe do ogrodu botanicznego. O pekińskim Ogrodzie Botanicznym -
北京植物园 < bei3iīng1 zhi2wu4yuan2> ogrodzie słyszałam już wcześniej bardzo dobre opinie, dlatego wraz z koleżankami od razu wpisałyśmy się na listę chętnych.

W dniu wyjazdu, 16 maja zaraz po skończonych porannych zajęciach dano nam tradycyjnie 1,5h czasu wolnego, abyśmy posilili się i przygotowali do wyjazdu. Mieliśmy szczęście, ponieważ słoneczna pogoda na chodzenie po dworze, przez parę godzin była wprost wyśmienita. Wyruszyliśmy o godzinie i 12:30 i w niespełna godzinę byliśmy już na miejscu. Niestety tym razem nie zwrócono nam biletów wstępu… szkoda, bo przecież byłaby to mała pamiątka z odwiedzonego miejsca. No cóż… Otrzymaliśmy 2,5h czasu wolnego na zwiedzenie parku. Wydawać by się mogło, że nie jest to dużo, prawda? Aczkolwiek później cieszyliśmy się, że było go tak mało.

 Tym co w ogrodzie botanicznym zachwyciło mnie najbardziej był ogromny staw, z malutkim, urokliwym mostkiem dzielącym go w połowie, oraz kilka pomniejszych kwietników.




 Natomiast reszta wiele pozostawiała do życzenia… Do ogrodu botanicznego przyjechaliśmy za późno, bowiem większość kwiatów już przekwitła i część kwietników, nie była nawadniana w związku z czym zamieniły się one w zgrupowania przesuszonych badyli. Szukanie miejsc w których można by zrobić ładne zdjęcia zajęła nam więc sporo czasu. W trakcie zwiedzania znalazłyśmy coś, co zapewne pierwotnie miało byś sztucznie stworzonym korytem dla strumyka. Przy czym wody w nim nie było, tylko trochę pustych butelek, puszek i śmieci podobnego typu. Ciekawe czy strumyk miała powstać „naturalnie” czy może przyjechałyśmy za późno, albo za wcześnie i nie włączono jeszcze jakiejś pompy przekierowującej wodę z jakiegoś zbiornika? Po półtorej godziny spacerowania, rozczarowane parkiem schowałyśmy się w altance, skąd obserwowałyśmy personel ogrodu botanicznego, który dopiero zaczynał zajmować się doprowadzaniem go do porządku.

Wracając na miejsce zbiórki spotkałyśmy grupę chińskich staruszków tańczących w rytm muzyki (o czym wspominała już w jednym ze swoich postów 皮可欣 i ja również nieco napomknęłam). „Może dołączymy do nich?” padło pytanie i… w chwilę później wesoło podrygiwałyśmy z koleżanką i grupką, kołysząc się i wyrzucając ramiona na boki ;) Zobaczcie sami.


Podsumowując ogród botaniczny nie zrobił na mnie większego wrażenia, wręcz przeciwnie. Może gdybyśmy przyjechali tam nieco wcześniej, kiedy kwiaty zaczynałyby kwitnąć, może potrafiłabym znaleźć w nim więcej pozytywów? A tak pozostał niedosyt i lekkie zniesmaczenie chińskim podejściem do dbałości o estetykę miejsc, które są nastawione na przyciąganie turystów.

雷倩



Religia



        W Chinach aż 52,2% ludności to ateiści. Po za tym: religie chińskie to 21,9%, buddyzm 18,2%, protestantyzm 4,3%, islam 1,8%, katolicyzm 0,7%, prawosławie i pozostali chrześcijanie 0,1%, oraz inne religie 0,7%. Rząd chiński uznaje tylko pięć religii - buddyzm, islam, protestantyzm, katolicyzm i taoizm. Chciałabym opisać krótko każdą z nich i stosunek Chińczyków do wiary.

Katolicyzm i protestantyzm

Oficjalny kościół katolicki w Chinach jest podporządkowany władzy i nie uznaje zwierzchnictwa papieża. Został założony przez komunistyczne Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich po zdelegalizowaniu w 1957 Kościoła katolickiego. Oprócz niego, istnieje także Kościół Katakumbowy, działający w ukryciu i prześladowany. W Pekinie, jak w całych Chinach znajduje się niewielka ilość kościołów. Jeden z największych (wybudowany już w 1655 roku przez jezuickich misjonarzy) znajduje się w centrum miasta, przy ulicy handlowej Wangfujing. Liczba chrześcijan jest bardzo niewielka. Rośnie komercyjna popularność Bożego Narodzenia, jako zwyczaju zapożyczonego z Zachodu, ale na przykład prawie nikt nie wie o istnieniu Wielkanocy.
Taoizm
  

Najpopularniejsza z chińskich religii. W całym kraju istnieje niezliczona ilość świątyń, na szczęście w większości nie dotkniętych rewolucją kulturalną. Udało mi się odwiedzić między innymi świątynię Dongyue w Pekinie. Odrestaurowana, pełni też funkcję muzeum.


Niewielka liczba odwiedzających mogła wynikać z nieodpowiedniej pory dnia lub tygodnia lub małej popularności tego konkretnego miejsca, bo wierzących jest całkiem sporo. Część z nich paliła kadzidła i modliła się.


 Bardzo ciekawą częścią tego miejsca, były kapliczki poświęcone taoistycznym bóstwom i demonom. Niektóre dosyć przerażające, przedstawiające kary za różne przewinienia.

  
Buddyzm

Może nie największa jeśli chodzi o liczby, ale najbardziej widoczna religia w Pekinie. W mieście znajduje się też duża ilość świątyń, bardzo często spotyka się w nich modlących się ludzi. Co ciekawe, jedna jest też nawet przy wejściu na odcinek Muru, który zwiedzaliśmy, czy (bardzo duża), w Pałacu Letnim.


 Największą i najbardziej znaną jest Świątynia Lamy, będąca tybetańskim klasztorem. 


Obecnie odrestaurowana i otwarta dla zwiedzających to jedno z najpopularniejszych celów podróży dla turystów, zarówno chińskich, jak i zagranicznych. Przyznam, że słysząc o tym, jak mocno ateistycznym krajem są Chiny, byłam zaskoczona jak wiele Chińczyków nie tylko pali kadzidełka, ale też, klęcząc i pochylając się, modli przed posągami Buddy. Chociaż z drugiej strony, istnieje zakaz robienia zdjęć, ale nawet tubylcy się nim zupełnie nie przejmują. Niektórzy nawet nie wyłączali lampy błyskowej.



Religia popularna głównie na zachodzie kraju, ale w stolicy, do której przybywają setki tysięcy Chińczyków w poszukiwaniu pracy (lub w celu studiowania), też nie jest taka rzadka. Widać to chociażby po tym, że istnieje całkiem sporo muzułmańskich restauracji, nie jest także dużym problemem zakup żywności halal. Zresztą na terenie BIT znajduje się nawet muzułmańska stołówka. Można w niej dostać jedzenie bliższe zachodniej kuchni, ale na pewno nie została otwarta specjalnie dla zagranicznych studentów. Chociaż tych z arabskich krajów jest wcale niemało. Słyszałam także, że w Pekinie jest wiele meczetów i w każdy piątek na nabożeństwie są one wypełnione chińskimi wiernymi.

Podsumowując, Chińczycy nie są tak ateistycznym narodem, jak mogłoby się wydawać, ale religia nie jest tak istotna w życiu publicznym jak u nas. Wręcz przeciwnie – to drażliwy temat i zakazane jest też manifestowanie swojej wiary publicznie. Wszelkie zebrania czy pochody poza świątyniami mogą być źle odebrane i być źródłem problemów z prawem. Szczególnie jeśli jest to religia nie należąca do tych pięciu, których istnienie jest usankcjonowane przez rząd.
斯红梅