piątek, 30 maja 2014

Chinglish

                Bezsmakowa lekkość! Pokochaj lekkość zamiast zwyczajności, nadzwyczajności!


Smartfony cd.

Ładowarki do telefonów
Takie oto urządzenia odnalazłam w jednym z centrów handlowych. Bardzo przemyślane. Dzięki temu klient może zostać dłużej w sklepie, nie martwiąc się żywotnością baterii w telefonie. Zaskakuje jednak fakt, iż telefony te nie są przez nikogo pilnowane...

欧阳莲

Leczenie kompleksów po chińsku



                     Nie ma ideałów. Oczywiście, że nie ma i na pewno nie chodzą po ziemi. Ale jednak gdzieś tam, tak bardzo głęboko w podświadomości, każdy człowiek trzyma projekcję perfekcyjnego wyglądu. I tak się składa, iż wszyscy Chińczycy mają ten sam pomysł, jak taki ideał powinien się prezentować. I zupełnie przez przypadek jest mi do niego całkiem niedaleko…

                Jak każda kobieta mam mnóstwo kompleksów i bez wahania poddałabym się kilku operacjom plastycznym, dlatego proszę, by nie odbierać tego tekstu jako pochwały mojego wyglądu ;) Po prostu tak się zdarzyło, że kilka moich przymiotów odpowiada Chińczykom, i to nawet bardzo (a niektórym wręcz za bardzo), ale dzięki temu mogę napisać kilka ciekawych obserwacji na temat chińskiego postrzegania piękna oraz patrzenia ogólnie na nas, obcokrajowców (w szczególności na Europejki).

                Po pierwsze, już wspomniany przeze mnie kolor włosów (blond dla przypomnienia) potrafi chińczyka wprowadzić w ekstazę, ale o tym można by poświęcić całe elaboraty, a ja już streściłam ten temat kilka postów wcześniej.

                Drugą rzeczą, która zachwyca Chińczyków, jest biały kolor skóry. Przeciętny (a jak się nawet przekonałam czasami doskonale wykształcony) Chińczyk ma nikłą wiedzę o świecie poza ojczyzną (o niej w sumie także ma niewielkie pojęcie, zwłaszcza jeśli mowa o historii i polityce). Dla niego prawdziwy Europejczyk powinien być białoskóry. Dodatkowo panuje tutaj przekonanie takie samo, jak w średniowiecznej Europie – czym bielszy odcień skóry, tym zamożniejszy człowiek.

                Następnie, jasne oczy. Oczywiście błękitne byłyby najlepsze, ale zielone także są akceptowalne. Niemal wszyscy Azjaci mają ciemne tęczówki, od ciemnego brązu, po czerń (ogromna skala kolorów), także z miłą chęcią przyjmują odmianę. No i wiadomo – jasnoskóry człowiek z włosami kolory blond i niebieskimi oczami to podstawowe wyobrażenie Europejczyka, nie tylko w Chinach.

                Kolejna cecha również tyczy się oczu – powinny być duże. I nie tyle podłużne, co jak najbardziej okrągłe, z dużą, wyraźną tęczówką i jak najjaśniejszym białkiem (Chinki często noszą soczewki oraz używają specjalnych naklejek na powiekę, by powiększyć optycznie oczy).

                Ostatnie, i co może trochę zaszokować, to… duży nos. Chińskie nosy są wklęsłe. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopóki nie przyjrzałam się im z bliska w tłoku w metrze. Są szeroko zakończone, a zamiast grzbietu mają ‘dolinę’. Chińczycy często poddają się operacjom powiększenia nosa, dodania 'górki'.

                Jednakowoż cechą, która nie zgadza się z typową europejską twarzą, a jest mile widziana przez Chińczyków, to okrągła twarz i duże, zaokrąglone policzki, jak najbardziej czerwone/różowe – jest to oznaka młodości oraz witalności.



 Typowe Chinki w popisowej pozie ukazującej ich atuty

                Jeżeli jesteś Europejczykiem i posiadasz chociaż 1/3 z tych cech, to możesz przekonać się, jak wygląda życie celebryty. Już nawet nie chodzi tylko o potajemne zdjęcia, a ostatnio coraz częstsze prośby o wspólne sweetfocie, ale zafascynowany Azjata potrafi ot tak, na ulicy wymienić się wechatem, by potem rozmawiać z Tobą na niestworzone tematy, lecz przez różnice kulturowe panujące również na płaszczyźnie relacji kobieta-mężczyzna, nie jestem w stanie wychwycić, jakie są cele takich rozmów i wymian numerów telefonów z obcą osobą, gdyż wydawałoby się najbardziej oczywisty powód nie został jeszcze ani razu poruszony…



        Co śmieszy najbardziej, to fakt, iż z jednej strony Azjaci tak wyobrażają sobie wszystkich obcokrajowców – z Europy Wschodniej, Zachodniej, ze Stanów, z Ameryki Południowej, z Australii… a z drugiej jak spotkają tak wyglądającą osobę, to zakładają, iż pochodzi ona z … Rosji. Nieraz byłam świadkiem burzliwej dyskusji za moimi plecami, czy jestem Rosjanką, na co wskazuje mój wygląd, czy jednak Amerykanką, bo porozumiewam się po angielsku... Ach, te stereotypy...


czwartek, 29 maja 2014

Intruz w sklepie



               Ja także chciałaby dorzucić swoje 3 grosze (w sumie to 3 mao) na temat zakupów. Jak każda porządna zakupoholiczka, nie w jednym sklepie kupowałam i nie z jedną postawą wobec klienta się spotkałam. Jednakże tak skrajnych oraz suma summarum nieprzyjemnych podejść trudno znaleźć gdziekolwiek indziej.

                Jeżeli wierzycie, że nie da się być bardziej nachalnym od handlarzy na marokańskich, czy egipskich bazarach, to musicie przyjechać tutaj i spróbować swoich sił w przekonywaniu sprzedających, że tak naprawdę, ale to szczerze, z całego serca, nie potrzebujecie męskich polo Ralpha Laurena, czy drugiej torebki YSL. Nawet jeśli sprzedawca widział, iż właśnie zakupiłeś portfel Prady, będzie Cię niesamowicie przekonująco namawiał do kupienia drugiego, taniej niż poprzednio. Niestety dla nas często uda mu się przekonać do zakupu. Takich sprzedawców znajdziemy głównie w miejscach turystycznych – Silk Market, Pearl Market, Zhongguancun Wangfujing… Mają lata doświadczeń, pracują siedem dni w tygodniu na cały etat, także z łatwością będą o krok od Twoich wymówek i protestów. Często nawet umieją powiedzieć coś w twoim ojczystym języku! Oraz oczywiście właśnie w takich miejscach spotka się najwięcej chińczyków mówiących po angielsku. I to wcale nie tak źle, ale nie ma się co dziwić, skoro dziennie do tylko jednego z tych miejsc udaje się ponad 20 tysięcy osób. Głównie są to turyści z Rosji, Niemiec  i Ameryki, i raczej nie spotka się tutaj kupującego chińczyka. W takich miejscach, w sumie już samych w sobie atrakcji turystycznych, nie tyle należy, co trzeba się targować. Panuje tu po pierwsze taki sam zwyczaj, jak w krajach arabskich (targowanie się jest tradycją i sprzedawca może nawet źle na ciebie patrzeć, jeśli jesteś gotowy zapłacić podaną przez niego cenę), a po drugie ceny są niezmiernie zawyżone. Ogólnie w Chinach rzadkością są metki z napisaną ceną, gdyż sprzedający zostawiają sobie otwartą furtkę na początek negocjacji. Niestety z góry możemy być pewni, iż przepłacimy, ponieważ każdy chińczyk uważa nas, obcokrajowców, za przebogatych ludzi, skoro stać nas na przyjazd w tak egzotyczne miejsce, jak ich kraj. Do tego, na przykład ja, jestem bardzo empatyczną osobą i łatwo daję się naciągnąć na smutne historyjki o babci w szpitalu, wysokim czesne na studia dla dziecka, czy braku dochodów. Zresztą Chińczycy mają tysiące sposobów, by namówić nas na kupno – jeden nawet mi się oświadczył! Byłam w takim szoku, że jak najszybciej sfinalizowałam zakup…




                Co w przypadku targowania się z Chińczykiem jest przydatne? 

第一 – znajomość języka. Mieszkańcy Państwa Środka są bardzo zaskoczeni, jeśli odkryją, iż choć trochę znasz ich język. W takich miejscach prawie zawsze mówi się to samo, także nauczenie się tych kilku zwrotów, jakimi są wspominane przez 斯红梅: 太贵了 (za drogie), czy 便宜一点儿吧 (zmniejsz cenę), jest moim zdaniem niezbędne do życia.

第二 – wiedz, że Chińczyk nie pozwoli sobie na stratę – zawsze zarobi, także nie miej litości w obniżaniu ceny. Na tę chwilę musisz schować swoje ludzkie uczucia do kieszeni i pozwolić zimnej ekonomii działać.

第三 – nigdy nie pokazuj, że ci bardzo zależy – kupuj jakby od niechcenia, jakbyś w sklepie za rogiem mógł znaleźć drugi, tańszy produkt(często nawet to prawda), ale z łaski swojej wybrałeś właśnie to miejsce.

第四 – zacznij od ceny dużo niższej, niż jesteś w stanie zapłacić, na przykład mogąc (i planując) wydać na sukienkę 300 yuanów, nie zważaj na to, jaką cenę początkową poda sprzedawca, zacznij od 200 i po 10 idź w górę.

第五 - najlepiej kupować grupowo – im więcej kupisz, tym cena wyjdzie niższa.

第六 - przychodź na niedługo przed zamknięciem – wtedy to sprzedawcy są najbardziej zdesperowani i zgadzają się na każdą cenę.

第七– sposób na ‘biednego studenta’ też się czasami sprawdza.

第八 – odejdź/udawaj, że odchodzisz – 9 na 10 przypadków sprzedawca będzie biegł za tobą krzycząc, że zgadza się na twoją cenę.

第九 – przefarbuj włosy na blond i szeroko się uśmiechaj.

第十 – chociaż i tak najlepiej by było, gdybyś po prostu był rodowitym chińczykiem…



                Drugim podejściem do klienta, z którym w sumie można częściej się spotkać, jest tytułowe „Intruz w sklepie”. Czym mniejsze sklepiki, tym sprzedającym mniej zależy. Dziwna to zależność. Nauczyciele w Polsce starali się nas przekonać, iż w Chinach klient to nawet więcej, niż Pan – to sam Bóg! I z takim przeświadczeniem poszłam na pierwsze zakupy, gdzie już na wstępie na moje 你好!(Dzień dobry!) nikt nie odpowiedział, ba!, nikt nawet nie podniósł głowy znad lady, na którym stał laptop z wyświetlonym filmem. Gdy jednak zaczęłam buszować po sklepiku, sprzedawca ruszał za mną krokiem ochroniarza w Douglasie. Cały pobyt w sklepie dokładnie patrzy ci na ręce, pewien, iż skoro obcokrajowiec, to oszust. Ustawia za tobą ruszone przez ciebie rzeczy, liczy pierścionki na wystawie, żyrafią szyją zagląda do torby. Do tego wszystkiego nie ważne jak mały jest to sklepik, zawsze znajdują się w nim chociaż 4 kamery. Człowiek sam w sobie zaczyna się zastanawiać, czy nie czegoś nie ukradł. Sprzedawcy także nigdy nie spytają, czy coś cię interesuje, czy w czymś pomóc, nie pomogą, gdy coś ci spadnie, czy nie masz już rąk do trzymania rzeczy. Jest kilka pozytywnych aspektów tej sprawy: robisz zakupy w absolutnym spokoju, bez naganiaczy oraz nie musisz się targować – tacy sprzedający nie mają na to czasu, także albo mają wypisane ceny, albo z góry podają ‘normalne’. Tylko czasami można się zdenerwować, gdy nie przerywają rozmowy przez telefon, pomimo trzymania w jednej ręce chcianej przez ciebie rzeczy, a w drugiej portfela (raz stałam tak przez 20 minut, by wreszcie się rozmyślić i odłożyć zakupy).





                W sumie, po dłuższych przemyśleniach, jestem w stanie zrozumieć chińskiego sprzedającego. I jeden typ, i drugi. Pierwszy oczywiście jest szeroko znany w świecie i wiadomo, że kierują nim czysto zarobkowe pobudki. Drugi trudniej jest objąć rozumem, lecz będąc w Chinach już dłuższą chwilę czasu zauważa się absolutny brak kultury Chińczyków – żadnego „Dzień Dobry”, „dziękuję”, „proszę”, a nawet „do widzenia”. Ja także dla takiej osoby bym  się nie starała. Dziwi mnie jedynie pogląd naszych wykładowców na UG, ale może oni robili zakupy tylko w dzielnicach dla bogaczy?


欧阳莲

Ps. Śmieszną rzeczą w chińskich sklepach jest to, iż czasami możesz wybrać sobie, z jaką metką chcesz daną bluzkę – raz rozmiar 38 był z Burberry, a 36 z MaxMarą, a raz identyczne bluzki, wiszące obok siebie, różniły się właśnie napisem w środku – jedna była z Zary, a druga z Only…

środa, 21 maja 2014

老师是我的朋友!(Nauczyciel jest moim przyjacielem!)

Pewnie zastanawiacie się jak to jest z nauką w Chinach. Przed wyjazdem byłam przerażona, wszyscy tylko mówili o tym jak będzie nam ciężko: na pewno czeka was tzw. „chiński rygor”; zajęcia będą odbywały się od rana do wieczora; po lekcjach  będzie się trzeba nadal uczyć i odrabiać zadania domowe; nie będziecie miały żadnego czasu dla siebie itp., itd. Jednak już po pierwszym tygodniu nauki okazało się, że niepotrzebnie się stresowałyśmy. Chińscy studenci naprawdę mają ciężko (nasz kantoński kolega Feng, który studiuje chemię na tutejszym uniwersytecie, nawet zostaje czasem na noc w laboratorium, żeby dokończyć doświadczenia), lecz my jako zagraniczne studentki mamy małą „taryfę ulgową”. Zajęcia ani trochę nie są stresujące, nauczycielki bardziej starają się być naszymi przyjaciółkami(!), niż surowymi wykładowczyniami. Oczywiście komunikacja odbywa się na płaszczyźnie nauczyciel (老师 lao3shi1) – student (学生xue2sheng), bo przecież nikt nie odważyłby się powiedzieć do wykładowcy po imieniu, stopa oficjalna jest zachowana, jednak ta granica wydaje się być bardzo rozmazana.
Temat jednej z naszych lekcji brzmiał西红柿炒鸡蛋”(xi1hong2shi4chao3ji1dan4). Jest to nazwa chińskiej jajecznicy z pomidorami, lecz co ciekawe, do nadania smaku dodaje się cukier… Dziwne, prawda? Muszę jednak przyznać, że smakuje wyśmienicie, polecam! Nasza nauczycielka (gao1 - nazwisko) wpadła na genialny pomysł: „Może całą grupą spróbujemy zrobić tę jajecznicę? Przy okazji nauczycie się słówek z lekcji, które są powiązane z gotowaniem!” Skończyło się na tym, że wspólnie zajadaliśmy się chińską potrawą. A teraz pytanie do Was, Drodzy Czytelnicy, gotowaliście kiedyś na studiach razem ze swoim wykładowcą?




Nie tak długo potem dowiedzieliśmy się, że zbliżają się urodziny 高老师. Postanowiliśmy, że zrobimy jej „małą” niespodziankę. Słowo „małą” nie bez powodu napisałam w cudzysłowie, bowiem kupiliśmy jej dwupiętrowy(!) tort, kwiatka w doniczce, urodzinową koronę, a salę przystroiliśmy dużą ilością balonów. Oczywiście tego dnia  听写(ting1xie3 – pisanie znaków ze słuchu) zostało nam podarowane. Zamiast tego zajadaliśmy się tortem, popijając napojami. Pod koniec nauczycielka w ramach podziękowania zaśpiewała nam utwór z chińskiej opery. Szczerze mówiąc, nigdy bym nie pomyślała, że 高老师jest w stanie wydobyć z siebie tak wysoki głos, lecz jak widać Chińczycy śpiewanie mają we krwi. Śpiewają tu wszyscy, nieważne co, nieważne gdzie, nieważne jak, zdarza się, że strasznie fałszują, lecz nikt nie przejmuje się takimi drobiazgami. Jakby tego było mało, nauczycielka pokazała nam również swoje zdjęcia ślubne. Hm, powiem Wam jedno: tak pięknych zdjęć ślubnych nigdy przedtem nie widziałam. Zwłaszcza, że panna młoda miała co najmniej z 6 sukienek w różnych kolorach. A teraz pytanie numer dwa: czy na studiach któryś z wykładowców śpiewał Wam piosenki? A zwłaszcza operowe utwory? A tym bardziej, czy któryś z Waszych wykładowców chwalił się piękną ślubną sesją fotograficzną?



Tydzień po urodzinach dostaliśmy zaproszenie od naszej nauczycielki na obiad do jej własnego domu. Oczywiście zgodziliśmy się na to, przede wszystkim z ciekawości, ponieważ każdy z nas chciał koniecznie zobaczyć jak wyglądają małe chińskie mieszkania w blokach. To, co zobaczyliśmy, trochę nas jednak przeraziło. Mieszkanie nauczycielki składa się z jednego pokoju, kuchni i łazienki. Tylko tyle. Zważywszy na fakt, że nawet w akademiku dla obcokrajowców są lepsze warunki, był to dość przygnębiający widok… Szczerze mówiąc w ósemkę ledwo się tam pomieściliśmy. Mimo to, nauczycielka zaoferowała nam parę naprawdę wyśmienitych chińskich dań. Zaproponowała nawet piwo, ale po obiedzie musieliśmy iść na następne zajęcia, dlatego grzecznie podziękowaliśmy. Nauczycielkę bardzo zdziwił fakt, że nie chcieliśmy alkoholu, mówiąc: „Słyszałam, że obcokrajowcy bardzo lubią pić piwo…”


A teraz czas na kolejne pytanie: zostaliście kiedyś zaproszeni przez wykładowcę do jego miejsca zamieszkania na obiad? Odpowiedzcie sobie na te wszystkie zadane przeze mnie pytania! I teraz powiedzcie, dlaczego nas straszyliście „chińskim rygorem”? Przecież my się tu czujemy jak w domu!!! J
皮可欣