Ja
także chciałaby dorzucić swoje 3 grosze (w sumie to 3 mao) na temat zakupów.
Jak każda porządna zakupoholiczka, nie w jednym sklepie kupowałam i nie z jedną
postawą wobec klienta się spotkałam. Jednakże tak skrajnych oraz suma summarum
nieprzyjemnych podejść trudno znaleźć gdziekolwiek indziej.
Jeżeli wierzycie, że nie da się
być bardziej nachalnym od handlarzy na marokańskich, czy egipskich bazarach, to
musicie przyjechać tutaj i spróbować swoich sił w przekonywaniu sprzedających,
że tak naprawdę, ale to szczerze, z całego serca, nie potrzebujecie męskich
polo Ralpha Laurena, czy drugiej torebki YSL. Nawet jeśli sprzedawca widział,
iż właśnie zakupiłeś portfel Prady, będzie Cię niesamowicie przekonująco
namawiał do kupienia drugiego, taniej niż poprzednio. Niestety dla nas często
uda mu się przekonać do zakupu. Takich sprzedawców znajdziemy głównie w
miejscach turystycznych – Silk Market, Pearl Market, Zhongguancun Wangfujing…
Mają lata doświadczeń, pracują siedem dni w tygodniu na cały etat, także z
łatwością będą o krok od Twoich wymówek i protestów. Często nawet umieją
powiedzieć coś w twoim ojczystym języku! Oraz oczywiście właśnie w takich miejscach
spotka się najwięcej chińczyków mówiących po angielsku. I to wcale nie tak źle,
ale nie ma się co dziwić, skoro dziennie do tylko jednego z tych miejsc udaje
się ponad 20 tysięcy osób. Głównie są to turyści z Rosji, Niemiec i Ameryki, i raczej nie spotka się tutaj
kupującego chińczyka. W takich miejscach, w sumie już samych w sobie atrakcji
turystycznych, nie tyle należy, co trzeba się targować. Panuje tu po pierwsze
taki sam zwyczaj, jak w krajach arabskich (targowanie się jest tradycją i
sprzedawca może nawet źle na ciebie patrzeć, jeśli jesteś gotowy zapłacić
podaną przez niego cenę), a po drugie ceny są niezmiernie zawyżone. Ogólnie w
Chinach rzadkością są metki z napisaną ceną, gdyż sprzedający zostawiają sobie
otwartą furtkę na początek negocjacji. Niestety z góry możemy być pewni, iż
przepłacimy, ponieważ każdy chińczyk uważa nas, obcokrajowców, za przebogatych
ludzi, skoro stać nas na przyjazd w tak egzotyczne miejsce, jak ich kraj. Do
tego, na przykład ja, jestem bardzo empatyczną osobą i łatwo daję się naciągnąć
na smutne historyjki o babci w szpitalu, wysokim czesne na studia dla dziecka,
czy braku dochodów. Zresztą Chińczycy mają tysiące sposobów, by namówić nas na
kupno – jeden nawet mi się oświadczył! Byłam w takim szoku, że jak najszybciej
sfinalizowałam zakup…
Co w przypadku targowania się z
Chińczykiem jest przydatne?
第一 – znajomość języka. Mieszkańcy Państwa Środka są bardzo zaskoczeni, jeśli
odkryją, iż choć trochę znasz ich język. W takich miejscach prawie zawsze mówi
się to samo, także nauczenie się tych kilku zwrotów, jakimi są wspominane przez
斯红梅:
太贵了
(za drogie), czy 便宜一点儿吧 (zmniejsz cenę), jest moim zdaniem niezbędne do
życia.
第二 – wiedz, że Chińczyk nie pozwoli sobie na stratę – zawsze zarobi, także nie
miej litości w obniżaniu ceny. Na tę chwilę musisz schować swoje ludzkie
uczucia do kieszeni i pozwolić zimnej ekonomii działać.
第三 – nigdy nie pokazuj, że ci bardzo zależy – kupuj jakby od niechcenia, jakbyś w
sklepie za rogiem mógł znaleźć drugi, tańszy produkt(często nawet to prawda),
ale z łaski swojej wybrałeś właśnie to miejsce.
第四 – zacznij od ceny dużo niższej, niż jesteś w stanie zapłacić, na przykład mogąc
(i planując) wydać na sukienkę 300 yuanów, nie zważaj na to, jaką cenę
początkową poda sprzedawca, zacznij od 200 i po 10 idź w górę.
第五 - najlepiej kupować grupowo – im więcej kupisz, tym cena wyjdzie niższa.
第六 - przychodź na niedługo przed zamknięciem –
wtedy to sprzedawcy są najbardziej zdesperowani i zgadzają się na każdą cenę.
第七– sposób na ‘biednego studenta’ też się czasami sprawdza.
第八 – odejdź/udawaj, że odchodzisz – 9 na 10 przypadków sprzedawca będzie biegł za
tobą krzycząc, że zgadza się na twoją cenę.
第九 – przefarbuj włosy na blond i szeroko się uśmiechaj.
第十 – chociaż i tak najlepiej by było, gdybyś po prostu był rodowitym chińczykiem…
Drugim podejściem do klienta, z
którym w sumie można częściej się spotkać, jest tytułowe „Intruz w sklepie”.
Czym mniejsze sklepiki, tym sprzedającym mniej zależy. Dziwna to zależność.
Nauczyciele w Polsce starali się nas przekonać, iż w Chinach klient to nawet
więcej, niż Pan – to sam Bóg! I z takim przeświadczeniem poszłam na pierwsze
zakupy, gdzie już na wstępie na moje 你好!(Dzień dobry!) nikt nie
odpowiedział, ba!, nikt nawet nie podniósł głowy znad lady, na którym stał
laptop z wyświetlonym filmem. Gdy jednak zaczęłam buszować po sklepiku,
sprzedawca ruszał za mną krokiem ochroniarza w Douglasie. Cały pobyt w sklepie
dokładnie patrzy ci na ręce, pewien, iż skoro obcokrajowiec, to oszust. Ustawia
za tobą ruszone przez ciebie rzeczy, liczy pierścionki na wystawie, żyrafią
szyją zagląda do torby. Do tego wszystkiego nie ważne jak mały jest to sklepik,
zawsze znajdują się w nim chociaż 4 kamery. Człowiek sam w sobie zaczyna się
zastanawiać, czy nie czegoś nie ukradł. Sprzedawcy także nigdy nie spytają, czy
coś cię interesuje, czy w czymś pomóc, nie pomogą, gdy coś ci spadnie, czy nie
masz już rąk do trzymania rzeczy. Jest kilka pozytywnych aspektów tej sprawy:
robisz zakupy w absolutnym spokoju, bez naganiaczy oraz nie musisz się targować
– tacy sprzedający nie mają na to czasu, także albo mają wypisane ceny, albo z
góry podają ‘normalne’. Tylko czasami można się zdenerwować, gdy nie przerywają
rozmowy przez telefon, pomimo trzymania w jednej ręce chcianej przez ciebie
rzeczy, a w drugiej portfela (raz stałam tak przez 20 minut, by wreszcie się
rozmyślić i odłożyć zakupy).
W sumie, po dłuższych
przemyśleniach, jestem w stanie zrozumieć chińskiego sprzedającego. I jeden
typ, i drugi. Pierwszy oczywiście jest szeroko znany w świecie i wiadomo, że
kierują nim czysto zarobkowe pobudki. Drugi trudniej jest objąć rozumem, lecz
będąc w Chinach już dłuższą chwilę czasu zauważa się absolutny brak kultury
Chińczyków – żadnego „Dzień Dobry”, „dziękuję”, „proszę”, a nawet „do widzenia”.
Ja także dla takiej osoby bym się nie
starała. Dziwi mnie jedynie pogląd naszych wykładowców na UG, ale może oni
robili zakupy tylko w dzielnicach dla bogaczy?
欧阳莲
Ps.
Śmieszną rzeczą w chińskich sklepach jest to, iż czasami możesz wybrać sobie, z
jaką metką chcesz daną bluzkę – raz rozmiar 38 był z Burberry, a 36 z MaxMarą,
a raz identyczne bluzki, wiszące obok siebie, różniły się właśnie napisem w
środku – jedna była z Zary, a druga z Only…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz