Podróże za granicę nie są mi obce, jednak wyjazd do Pekinu,
tak odległego miejsca od rodzinnego domu i na tak długi okres stanowił dla mnie
zupełną niewiadomą. Małym wyzwaniem okazało się także pakowanie, bo jakże mogłam
wtedy wiedzieć jakie rzeczy przydadzą mi się na miejscu? Co więcej bagaż, który
mogłam wziąć ze sobą, musiał mieć określone wymiary i wagę. Bagaż rejestrowany
nie przekraczający masy 23 kilogramów i 8-kilogramowy bagaż podręczny o
wymiarach 55x40x23cm. Zdecydowałam się wziąć tylko najpotrzebniejsze rzeczy – trochę
ubrań, kosmetyki, laptop do pracy, suszarka… w mgnieniu oka walizka została zapełniona.
Pocieszałam się nieco myślą, że na miejscu dokupię to, czego będzie mi brakować.
Przy okazji chciałam się przekonać, czy pogłoski o tanich produktach w Chinach
są prawdziwe, czy też można je włożyć między bajki.
W niedługim czasie po przyjeździe do Chin, wraz z
koleżankami uzupełniłyśmy listę brakujących nam rzeczy i w pierwszej kolejności
postanowiłyśmy udać się do Chińskiego odpowiednika Media Expertu. Wspólnym
celem było zakupienie czajnika, ponieważ w Pekinie woda z kranu jest dość
zanieczyszczona, i próby picia jej mogą skończyć się komplikacjami zdrowotnymi.
Przy okazji zamierzałam rozejrzeć się za aparatem fotograficznym, którego brak
dawał mi się we znaki.
Raźnym krokiem weszłyśmy na piętro i rozpoczęłyśmy
poszukiwania idealnego czajnika. Gdy znalazłyśmy wreszcie odpowiedni,
znalazłyśmy panią z obsługi - 服务员 <fu2wu4yuan2> i łamanym jeszcze chińskim starałyśmy
się wyrazić naszą chęć zakupu produktu. Przyznam szczerze, że za pierwszym
razem żadna z nas nie zrozumiała wypowiedzi kobiety, która wartko popłynęła z
jej ust. Kobieta zniknęła nam z oczu, by jakieś 10 minut później wrócić i
oznajmić nam, że towar jest w magazynie. W sklepie takim jak ten, spodziewałam się
„europejskiego” schematu robienia zakupów, gdzie bierze się produkt z półki,
płaci się i wychodzi. Byłam zatem nieco zaskoczona, gdy okazało się, że będzie
to wyglądać nieco inaczej.
Najpierw, poproszono jedną z nas o wpisanie swojego imienia
i nazwiska do systemu komputerowego, by potwierdzić zakup. Wpisałam więc swoje
danie i po chwili został mi wręczony… mały paragonik oraz miniaturowa karteczka
wydarta z zeszytu z zapisanym na niej tajemniczym numerkiem. Tak wyposażona miałam
udać się piętro niżej do kas. Dokonałam tam płatności (70元) i dostałam kolejny paragon, z którym
wróciłam na piętro do koleżanek. Wręczyłam paragony 服务员 <fu2wu4yuan2>, we cztery czekałyśmy na dalszy
rozwój sytuacji. Kobieta znów zniknęła… na 10…15…20 minut. Zaczęłyśmy już
wymieniać między sobą zaskoczone spojrzenia, kiedy ta wróciła, ale nie bezpośrednio
do nas. Zastanawiacie się gdzie poszła? Znalazłyśmy ją… pieczołowicie
wycierającą pudełko z czajnikiem. A minuty wciąż płynęły… Po dłuższej chwili
wróciła do nas, wyciągnęła czajnik z pudełka i zaprezentowała nam, że działa. Przyznam
szczerze, że zupełnie zaskoczyło mnie (pozytywnie) nastawienie ekspedientki,
która dołożyła wszelkich starań, by obsłużyć nas jak najlepiej, nawet jeśli
potrwało to nieco dłużej.
Pierwszy cel został osiągnięty! Teraz czekało mnie już
tylko zmierzenie się z wyborem aparatu fotograficznego. Sprawnie
zlokalizowałyśmy stoiska z upragnionym sprzętem. Kosmate znaczki na kartach z
danymi technicznymi nic mi nie mówiły, dlatego postanowiłam zapytać sprzedawcy,
licząc na to, że zrozumie on mój łamany chińsko-angielski język, wsparty żywą
gestykulacją. Niestety przeliczyłam się, ani mój chiński, ani angielski
sprzedawcy nie były wtedy zbyt dobre. Po chwili sytuacja stała się jeszcze bardziej
groteskowa, kiedy to cztery Europejki, starały się wytłumaczyć zebranym trzem
Chińskim sprzedawcom, który aparat został wybrany, oraz to, że potrzebna jest
jeszcze karta pamięci. Ostatecznie, wspólnymi siłami udało się dojść do
porozumienia i kupić ładnego Canona, po cenie nieco tańszej niż gdybym kupowała
go w Polsce.
Dzięki tej przygodzie, miałam po raz pierwszy okazję
zmierzyć się z językiem chińskim „w prawdziwym świecie”, nie tylko podczas
zajęć. Taki jest przecież cel mojego studiowania tutaj. To wydarzenie było dla
mnie co najmniej pouczające, i dzięki temu nie zapomnę już jak powiedzieć w
języku chińskim „aparat” <照相机 – zhao4xiang4ji1> oraz „czajnik” <电水壶 – dian4
shui3hu2> J.
雷倩
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz