Chińczycy
kochają jeść. 2 śniadania, obiad, podwieczorek, kolacja i jeszcze przekąski
pomiędzy. Do tego uwielbiają posilać się w grupach, także często i ochoczo
zapraszają innych na obiad. Takie wspólne posiłki mają określoną etykietę
zachowania, bardzo odmienną od naszej. Jako osoby spoza Chin jesteśmy bardzo
mile widziane przy stole, między innymi jako główna atrakcja wieczoru, nie
tylko dla zapraszających nas osób, ale czasem i dla wszystkich klientów lub
nawet całej restauracji (Chińczycy lubią przychodzić do miejsc uczęszczanych
przez obcokrajowców).
Miejsce posiłku ustala
zapraszający, rzadko kiedy pytając innych o propozycje, lub chociaż preferencje.
Zazwyczaj idzie się w 6-8 osób, rzadziej w 4. Przy drzwiach lokalu stoi kelner,
który po uprzednim spytaniu o ilość gości, prowadzi do odpowiednio dużego
stolika. Stoły te są okrągłe, a na ichnim środku znajduje się obracany blat, na
którym to za chwilę pojawią się dania. Przed każdym gościem leży mały talerzyk
(o średnicy ca. 7 cm), mała miseczka z głęboką, mało funkcjonalną i absolutnie
niewygodą łyżką, pałeczki (albo drewniane w papierowej torebeczce albo
ceramiczne) i szklankę. Na
środku stoi czajnik z wrzątkiem oraz pudełko z chusteczkami. Jedynie w bardzo
ekskluzywnych miejscach uraczyć można europejskiej sztućców, którymi jednak
zdecydowana większość azjatyckiego społeczeństwa (zaryzykowałabym
stwierdzeniem, że nawet ponad 90%) nie potrafi się posługiwać. Dla
obcokrajowców też jest to trochę uciążliwe, gdyż oprócz otrzymania widelca i
czasami noża, nie dostaje się chociażby większego talerza.
Jedną z najbardziej
zaskakujących rzeczy jest fakt, iż menu otrzymuje tylko gospodarz. To on
wybiera dania, czasem tylko pytając, czy dany rodzaj mięsa odpowiada
zaproszonym. Zazwyczaj zamawia się kilkanaście dań. Warto tu zaznaczyć, iż w
Chinach nie jest w zwyczaju, by każdy otrzymał swoje własne danie – je się ze
wspólnych talerzy stojących na obracanym blacie. Dzięki temu można za jednym
razem skosztować wielu smakołyków, jednakowoż czasem, gdy idzie się samemu do
restauracji, jest to niezmiernie uciążliwe (porcje zazwyczaj są 2 lub 3
osobowe). Jedyną rzeczą, którą człowiek otrzymuje na własność jest miseczka
ryżu lub makaronu. Oraz oczywiście picie, lecz dziwnym przyzwyczajeniem
Chińczyków jest proponowanie jedynie alkoholu lub herbaty (i to nie takiej
tradycyjnej, a w puszce). Co jednak bardziej szokuje, to picie tegoż alkoholu.
Picie w puszkach nie przelewa się do szklanek, lecz pije z puszki, butelek piwa
jest tyle, ile zaproszonych, nawet jeśli nie wszyscy byli chętni, a wódkę
nalewa się do szklanki do pełna i Chińczycy popijają nią dania jak sokiem (tu należałoby
przypomnieć, że azjatyckie głowy do silnych nie należą).
Po wybraniu dań zaczyna się ich
znoszenie. Pierwsze pojawiają się całkiem szybko, lecz takie znoszenie przez
kelnerów nowych talerzy, misek i półmisków trwać będzie cały posiłek. A trzeba
przyznać, że Chińczycy umieją biesiadować – takie obiadowe/kolacyjne spotkania
nieraz trwają koło 5 godzin. Co śmieszne, w trakcie jedzenia mało się rozmawia.
Jedynie w czasie przerw, gdy to Chińczycy tzw. popuszczają pasa w spodniach i
dają żołądkowi odpocząć, nawiązuje się rozmowa. Takie przerwy jednakowoż są
częste, dlatego nie należy martwić się o ciszę przy stole. Wtedy to też zaczyna
się palenie papierosów (czy to na sali pełnej ludzi, czy w osobnym
pomieszczeniu tylko z naszym stołem) oraz nałogowe sprawdzanie komórki.
Chińczycy jedzą powoli. Bardzo
powoli. Po pierwsze, dlatego że jedzenie pałeczkami nie należy do szybkiego
sposobu posilania się, a porcje nabierane nimi są małe. Bierze się interesujący
nas kawałek dania, i albo od razu wkłada się go do ust, albo przekłada wpierw
na mały talerzyk przed nami. Talerzyk ten jest nieraz zmieniany, gdyż pełni
funkcję śmietniczka – zostawia się na nim kości (tak, dania chińskie zawierają
w sobie te jakże smaczne i dobre dla zębów kawałki zwierząt), ości,
niedogotowane/niedosmażone warzywa, czy po prostu coś, co nam nie zasmakowało.
Po drugie, dania kuchni chińskiej należą do ciężkostrawnych i tłustych.
Wspomniane częste przerwy także wydłużają posiłek, jak również nierzadkie
toasty, kiedy to wszyscy przestają jeść i wznoszą kubek w okrzyku „干杯”
(przynajmniej za pierwszym razem, potem pojawia się „Cheers”, by wreszcie
usłyszeć „Na zdrowie”).
Na stole przez cały wieczór
pojawiają się coraz to wymyślniejsze dania. Absolutnie chaotycznie, bez
ustalonego porządku. Człowiek nie wie, ile jakiego dania może skosztować, gdyż
nigdy nie wie, ile tychże dań zostało zamówionych. Co jednak należy zapamiętać,
to to, iż Chińczycy nie lubią, gdy jakiś talerz stoi pusty. Czytałam o tym
wcześniej, ale nie spodziewałam się ujrzeć tego tak szybko w praktyce – pomimo
kilkunastu dań na stole, (niektóre były jeszcze nieruszone) gdy talerz z
pierogami został opróżniony, gospodarz domówił następny, taki sam (następnym
razem zostawiłyśmy jednego)! Między innymi dlatego w każdej restauracji można
poprosić o zapakowanie obojętnie jakiej ilości obojętnie jakiego dania na
wynos.
Co dziwi, to fakt, iż mimo zamawia się
kilkanaście dań, mimo że siedzi się kilka godzin, to wymysł deseru jest dla
Chińczyka obcy. Najsłodsze, co może się trafić po smakowaniu dań tłustych i/lub
słonych i/lub oleistych i/lub ostrych, to pomidorek koktajlowy (który jest tu
naprawdę traktowany jako owoc) lub ananas jako składnik mięsnej potrawy.
Na końcu posiłku gospodarz udaje
się z kelnerem, by zapłacić rachunek. Za całość spotkania płaci jedna osoba,
między innymi dlatego zapraszanie siebie jest takie popularne – ludzie chcą się
odpłacić za poprzedni raz. My na szczęście, jako obcokrajowcy, jesteśmy
zwolnione z tego zwyczaju, także czerpiemy ze wspólnych obiadów to, co
najlepsze.
欧阳莲
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz