Pekiński ogród
zoologiczny
Pewnego dnia, korzystając z ładnej
pogody, postanowiłam wybrać się do pekińskiego zoo. Jest ono domem dla ponad
900 różnych gatunków zwierząt, a w sumie dla prawie 15 tysięcy. Właściwie,
opinie, które słyszałam nie były zbyt dobre, a dodatkowo nie jestem
zwolenniczką ogrodów zoologicznych, ale postanowiłam dać mu szansę. Niestety,
moje obawy się potwierdziły. Stan klatek i niektórych zwierząt nie wzbudza
zachwytu, a powiedziałabym nawet, że niekiedy przerażenie.
Klatki i wybiegi dla zwierząt są
naprawdę malutkie, szczególnie te dla dzikich kotów i wilków. Jedynie małpy
mają większy teren, zawierający plac zabaw, na którym zwierzęta te mogą się
bawić i spędzać jakoś czas.
Większość gatunków nie ma takiego
szczęścia – niektóre klatki są tak małe, że są one w stanie zrobić tylko kilka
kroków w każdą stroną i tak jak u wilków, nie mają się nawet gdzie schować
przed wzrokiem i nawoływaniami odwiedzających. Oprócz dziur w ziemi, nie mają
też jakichkolwiek bodźców. Jedyne co mogą robić to spać i obserwować
przechodzących za szybą ludzi. Zakładam, że jest to celowe – jeśli odwiedzający
zapłacili za wstęp, to chcą zobaczyć wilka, a nie pusty wybieg... Niestety,
względy ekonomiczne wygrywają z dobrem zwierząt.
Zaskakująco mało miejsca mają też tak
duże zwierzęta jak niedźwiedzie polarne czy słonie. Dodatkowo, niektóre okazy wyglądają na ospałe, a nawet
chore. Inne z kolei, na przykład gepardy, w czasie mojego pobytu, zabawiają się
atakami na wspólnie mieszkające zwierzęta.
Największą atrakcją pekińskiego zoo
są oczywiście pandy wielkie. Powiecie: chociaż
one muszą żyć w super warunkach!, szczególnie, że wstęp do tego budynku
jest dodatkowo płatny. Jednakże nie jest to prawda. Zoo ma tylko trzy pandy i
wszystkie one żyją w jednym budynku, każda ma osobny wybieg pełen gałęzi
bambusa. Co prawda mają nieco więcej miejsca od innych, ale nie znacząco.
Dodatkowo, co bardzo mnie zasmuciło, jedna
miała chore oczy i łyse placki skóry w miejscu czarnych łat futra, które
powinny je otaczać. Najdziwniejsze, że na zewnątrz jest duży i bardzo ładny
wybieg (zbudowany z okazji igrzysk olimpijskich), ale nie był używany. A na
początku kwietnia w Pekinie jest ciepło i prawie nie pada deszcz. Nie wiem co
jest przeszkodą w takim razie.
Sam ogród zoologiczny jest idealnym miejscem
spacerów dla Chińczyków, szczególnie z małymi dziećmi. W czasie mojego pobytu
były ich tłumy. Zresztą na prawie 90 ha, oprócz zwierząt, znajduje się też
rzeczka, parki i restauracje. A jak Chińczycy odnoszą się do mieszkańców zoo?
Może nie dużo gorzej niż przeciętni odwiedzający na całym świecie, ale do Chin
nie dotarły pewne zakazy uznawane dla nas za zupełnie normalne. Na przykład
bardzo wiele osób dokarmiało zwierzęta czymkolwiek miało w ręce, zachęcano też
do tego dzieci. Szczególnie było to widać w przypadku małp. Mimo małych przerw
w ogrodzeniu, i tak Chińczykom udawało się przecisnąć przedmioty i rzucić zwierzętom, które
z tego powodu spędzały bardzo dużo czasu siedząc przy granicy wybiegu i
czekając na smakołyki. To samo było na otwartych wybiegach dla wielbłądów, zebr
czy słoni. Najgorsze jednak było to, że dzieci (ale nie tylko) bez przerwy
krzyczały, piszczały i stukały w szyby, aby zachęcić biedne, znudzone zwierzęta
do jakiejkolwiek aktywności.
Nie miałam okazji być w oceanarium,
więc nie mogę w pełni ocenić zoo, ale podsumowując, nie polecam wizyty. Widoki
są dołujące, bardziej nawet niż w Europie i każą się zastanowić nad sensem
istnienia takich, nastawionych tylko na zysk, przybytków.
斯红梅
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz