czwartek, 5 czerwca 2014

Traktowanie zwierząt przez Chińczyków (część 1)

Pekiński ogród zoologiczny


Pewnego dnia, korzystając z ładnej pogody, postanowiłam wybrać się do pekińskiego zoo. Jest ono domem dla ponad 900 różnych gatunków zwierząt, a w sumie dla prawie 15 tysięcy. Właściwie, opinie, które słyszałam nie były zbyt dobre, a dodatkowo nie jestem zwolenniczką ogrodów zoologicznych, ale postanowiłam dać mu szansę. Niestety, moje obawy się potwierdziły. Stan klatek i niektórych zwierząt nie wzbudza zachwytu, a powiedziałabym nawet, że niekiedy przerażenie.
Klatki i wybiegi dla zwierząt są naprawdę malutkie, szczególnie te dla dzikich kotów i wilków. Jedynie małpy mają większy teren, zawierający plac zabaw, na którym zwierzęta te mogą się bawić i spędzać jakoś czas. 


Większość gatunków nie ma takiego szczęścia – niektóre klatki są tak małe, że są one w stanie zrobić tylko kilka kroków w każdą stroną i tak jak u wilków, nie mają się nawet gdzie schować przed wzrokiem i nawoływaniami odwiedzających. Oprócz dziur w ziemi, nie mają też jakichkolwiek bodźców. Jedyne co mogą robić to spać i obserwować przechodzących za szybą ludzi. Zakładam, że jest to celowe – jeśli odwiedzający zapłacili za wstęp, to chcą zobaczyć wilka, a nie pusty wybieg... Niestety, względy ekonomiczne wygrywają z dobrem zwierząt. 


Zaskakująco mało miejsca mają też tak duże zwierzęta jak niedźwiedzie polarne czy słonie. Dodatkowo, niektóre okazy wyglądają na ospałe, a nawet chore. Inne z kolei, na przykład gepardy, w czasie mojego pobytu, zabawiają się atakami na wspólnie mieszkające zwierzęta.


Największą atrakcją pekińskiego zoo są oczywiście pandy wielkie. Powiecie: chociaż one muszą żyć w super warunkach!, szczególnie, że wstęp do tego budynku jest dodatkowo płatny. Jednakże nie jest to prawda. Zoo ma tylko trzy pandy i wszystkie one żyją w jednym budynku, każda ma osobny wybieg pełen gałęzi bambusa. Co prawda mają nieco więcej miejsca od innych, ale nie znacząco. Dodatkowo, co bardzo mnie zasmuciło,  jedna miała chore oczy i łyse placki skóry w miejscu czarnych łat futra, które powinny je otaczać. Najdziwniejsze, że na zewnątrz jest duży i bardzo ładny wybieg (zbudowany z okazji igrzysk olimpijskich), ale nie był używany. A na początku kwietnia w Pekinie jest ciepło i prawie nie pada deszcz. Nie wiem co jest przeszkodą w takim razie.



 Sam ogród zoologiczny jest idealnym miejscem spacerów dla Chińczyków, szczególnie z małymi dziećmi. W czasie mojego pobytu były ich tłumy. Zresztą na prawie 90 ha, oprócz zwierząt, znajduje się też rzeczka, parki i restauracje. A jak Chińczycy odnoszą się do mieszkańców zoo? Może nie dużo gorzej niż przeciętni odwiedzający na całym świecie, ale do Chin nie dotarły pewne zakazy uznawane dla nas za zupełnie normalne. Na przykład bardzo wiele osób dokarmiało zwierzęta czymkolwiek miało w ręce, zachęcano też do tego dzieci. Szczególnie było to widać w przypadku małp. Mimo małych przerw w ogrodzeniu, i tak Chińczykom udawało się  przecisnąć przedmioty i rzucić zwierzętom, które z tego powodu spędzały bardzo dużo czasu siedząc przy granicy wybiegu i czekając na smakołyki. To samo było na otwartych wybiegach dla wielbłądów, zebr czy słoni. Najgorsze jednak było to, że dzieci (ale nie tylko) bez przerwy krzyczały, piszczały i stukały w szyby, aby zachęcić biedne, znudzone zwierzęta do jakiejkolwiek aktywności.


Nie miałam okazji być w oceanarium, więc nie mogę w pełni ocenić zoo, ale podsumowując, nie polecam wizyty. Widoki są dołujące, bardziej nawet niż w Europie i każą się zastanowić nad sensem istnienia takich, nastawionych tylko na zysk, przybytków.
斯红梅

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz